25 lut 2011

"Co zrobić?Same dobre wiadomości"

Tak kokietuje użytkowników jednego z portali społecznościowych znany parlamentarzysta PO i wiceminister w rządzie Donalda Tuska.Nie wyjaśnia jednak co go wprawiło w tak dobry nastrój i zachęciło do zapalenia ulubionego cygara pochodzącego - niekoniecznie - z kolekcji "Mira".Wielbiciela gier hazardowych,dobrych trunków i sportu.
Skoro poseł nie wymienił powodów swojej radości to może ja go w tym wyręczę.
Po pierwsze - spadły ceny żywności do poziomu z 1934 roku.Rozentuzjazmowani emeryci, renciści i mniej zamożni Polacy zaplanowali z tej okazji , na początek marca,piknik pod kancelarią Premiera.
W programie pikniku m.in.:
- przemówienie jednego z szefów NBP - "Dług to nasz ostatni"
- koncert zespołu "Zbycho, Miro i Zdzicho"
- wegetariański poczęstunek z siana okraszony uśmiechem ministra finansów
oraz inne atrakcje.
Po drugie - wszystkie, zaplanowane na Euro 2012,  autostrady i drogi ekspresowe zostaną wybudowane
Po trzecie - PKP , w związku z Euro 2012, wprowadzą dla kibiców tzw. przejazdy sentymentalne.
Kibic będzie mógł dojechać na mecze historycznymi, lokalnymi środkami transportu np.wozem drabiniastym, bryczką, podwodą itd..Rekompensatą za wydłużenie czasu przejazdu będzie konsumpcja regionalnych przysmaków wliczona w cenę biletu.
Po czwarte - będzie kolejna , 555 ofensywa legislacyjna rządu.
Wypada cieszyć się z dobrego nastroju pana posła.Do zobaczenia w październiku, przy urnie wyborczej.

24 lut 2011

"Batiuszka" a sprawa polska

Sejm ma przyjąć uchwałę potępiającą reżim Łukaszenki i represje wobec opozycji na Białorusi.
Czy odniesie ona jakiś realny skutek?Zapewne nie i wynika to z osobowości "batiuszki" o kołchozowej nb. proweniencji.
Z drugiej strony, jest to ważny sygnał dla białoruskiej polonii, Białorusinów i świata, że nie akceptujemy
stalinowskich metod rządzenia u naszego wschodniego sąsiada.
Przy okazji, przypominam sobie pierwsze próby "ucywilizowania" Łukaszenki podjęte przez A.Kwaśniewskiego na początku pierwszej kadencji.Były prezydent wychodził wtedy z założenia, że z ówczesnymi przywódcami Białorusi i Ukrainy trzeba rozmawiać aby nie wpychać ich w objęcia Rosji.
Uważał, że Polska mogłaby być dla obu naszych sąsiadów pomostem pomiędzy Wschodem a Zachodem oraz ich ambasadorem w Unii Europejskiej.Z Ukrainą powiodło się.Z Białorusią, nie.Jedną z przyczyn jest
mentalność Łukaszenki.
Pierwsze spotkanie A.Kwaśniewskiego z Łukaszenką, w Wiskuli na Białorusi, o mały włos nie zakończyło się katastrofą.Nie tylko dla głowy naszego kraju ale i dla wizerunku  Polski na arenie międzynarodowej.
Łukaszenka zastawił bowiem na prezydenta Kwaśniewskiego klasyczną, rosyjską pułapkę, w którą ten niestety wpadł.Po rozmowie "w cztery oczy" skonstatowałem, że dalsze kontynuowanie wizyty nie ma sensu i należałoby powócić do Warszawy."Gościnność" Łukaszenki dała o sobie znać.
Na mnie  Łukaszenka wywarł  jak najgorsze wrażenie.Był protekcjonalny, momentami chamski .
Takie skrzyżowanie sowieckiego aparatczyka z kołchozowym dzierżymordą, który uważa , że " państwo to ja".Klasyczny produkt epoki stalinowskiej.Kiedy mówił ( i to na serio ) o militarnym zagrożeniu ze strony Polski, bo jakieś nasze dywizje stacjonują nad Bugiem, pomyślałem , że mam przed sobą paranoika, któremu do rządzenia potrzebny jest wróg.Nie ważne czy prawdziwy czy wyimaginowany.
Dlatego, parę miesięcy później, byłem zdziwiony pomysłem A.Kwaśniewskiego, aby zaprosić Łukaszenkę do Polski .Uważałem, że kolejna próba jego "ucywilizowania" zakończy się fiaskiem, a dla Polski uszczerbkiem na jej reputacji.Całe szczęście do niej nie doszło.
Czy po tylu nieskutecznych  próbach podejmowanych potem przez społeczność międzynarodową jest jakiś sposób i nadzieja na zmianę sytuacji na Białorusi i wprowadzenie demokratycznych standardów rządzenia?
Myślę, że paradoksalnie, najprędzej mogłaby tego dokonać Rosja gdyby tylko oczywiście chciała.
Na razie jednak, pomimo iskrzeń na linii Mińsk - Moskwa, białoruski "batiuszka" jest jeszcze Kremlowi do czegoś potrzebny.

21 lut 2011

Egpcjanie powiedzieli - "We people..."

Kiedy oglądałem telewizyjne doniesienia z placu Tahrir w Kairze, targały mną sprzeczne emocje.
Z jednej strony ubolewałem nad tym, że doszło do rozlewu krwi.
Z drugiej zaś, czułem radość, że to sami Egipcjanie, bez amerykańskiej pomocy i ingerencji, a nawet wbrew
interesom USA, wzięli sprawy w swoje ręce i doprowadzili do upadku znienawidzonego przez nich reżimu Mubaraka.Te kilkanaście dni, były  też spektaklem wyjątkowego cynizmu i hipokryzji Białego Domu.
Oczywiście, pozostaje wielka niewiadoma - co dalej?
Władzę w Egipcie przejęła armia, która w dużym stopniu określi nie tylko kształt przyszłej konstytucji, ustroju politycznego ale i skład sceny politycznej po Mubaraku.
W wariancie optymistycznym, będzie to może jakaś demokracja ale nie w liberalnym,zachodnim rozumieniu.
Być może taka, w której islam i życie publiczne będą się nawzajem przenikać.
Nie jest wykluczone, że do władzy dojdzie Bractwo Muzułmańskie stanowiące w tej chwili jedyną i najlepiej zorganizowaną siłę opozycyjną.
I są różne warianty pesymistyczne.Według jednego z nich USA, zaniepokojone rozwojem wydarzeń w regionie, podejmą - jak to już wcześniej robiły- próbę interwencji, skutkujacą powstaniem kolejnego, marionetkowego rządu, silnie uzależnionego od sojusznika za Oceanu.
Tego akurat i Egipcjanom i Amerykanom nie życzę.
Rewolucja w Egipcie stworzyła bowiem obu narodom i państwom szansę, na nawiązanie bardziej podmiotowych relacji, szanujących   wzajemną  odmienność   kulturową, polityczną itd.
Amerykanie powinni wreszcie zrozumieć, że ich misja krzyżowca niosącego innym jedynie słuszne - w ich mniemaniu - wartości i rozwiązania bezpowrotnie dobiegła końca .
Każdy zaś naród ma prawo, na swój sposób, powiedzieć -"We people..." tak jak to Amerykanie uczynili ponad 200 lat temu.Egipcjanie powiedzieli to dobitnie!

16 lut 2011

Figlować każdy może,lepiej lub gorzej

Bardzo rzadko oglądam tzw.programy śniadaniowe w TV.Na ogół ,nie mam na to czasu. Po drugie nie odpowiada mi "luzacko-kanapowy" styl ich prowadzenia.
W niedzielę zrobilem wyjątek i krzątając się po kuchni jednym okiem obejrzałem rozmowę Magdy Mołek z Tomaszem Jacykowem w "Dzień dobry TVN".Przez chwilę czułem się głupio, bo nie wiedziałem kim jest pan Jacyków.Z pomocą ( jak zawsze) pospieszyła mi moja lepsza połowa, która ganiąc moją ignorancję, uświadomiła mi, że jest on znanym stylistą.Nie o modzie jednak gaworzył Znany Stylista z prowadzącą program ale o ....adopocji dzieci przez pary homoseksualne.I kolejne uderzenie obuchem w głowę.
Nie dosyć, że nie wiem jaką profesję wykonuje pan Jacyków , to jeszcze nie znam jego orientacji seksualnej.Wynika to być może z mego staroświeckiego przekonania, że nie powinno się ludziom zagladać do alkowy, a kwestie preferencji seksualnych są ich prywatną sprawą .Mylę się jednak, bo świat się zmienił-co podkreślił Znany Stylista- bo teraz już może figlować na kanapie .Ba, jest nawet zapraszany do telewizji nie tylko jako znawca trendów w modzie ale jako autorytet w sprawach tolerancji i adopcji .
Z konstatacji, że świat się zmienił wziął się postulat Jacykowa by -"pozwolić gejom w Polsce na adopcję dzieci".Koronnym i jedynym argumentem przemawiającym za takim rozwiązaniem prawnym jest-jego zdaniem -potoczna obserwacja,że "dzieci z takich związków w innych krajach są traktowane normalnie".
Znany Stylista nie wspomniał, nawet przez chwilę, o ewentualnych, negatywnych skutkach jakie w psychice dziecka może wywołać wychowanie przez dwóch tatusiów lub dwie mamusie.
Po programie trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że Tomasz Jacyków mówił o dzieciach jak o kolejnych gadżetach i nie do końca rozumie czym jest dobro dziecka.

15 lut 2011

Smoleńska trauma

Smoleńska trauma stała się już na dobre elementem zbiorowej świadomości Polaków.
Niedawno OBOP opublikował badania, z których wynika, że 70 % respondentów oczekuje aby rodziny tragicznie zmarłych w katastrofie i politycy  razem wzięli udział w rocznicowch ceromoniach.
Rozumiem, że można było w tym sondażu zapytać o obecność polityków.Jednak mieszanie w to rodzin odbieram jako skandaliczną ingerencję w ich prywatność i sposób przeżywania żałoby po bliskich.
Załóżmy jednak, że sondaż jest wiarygodny i oddaje rzeczywiste poglądy Polaków.
Co może z niego wynikać i o czym on świadczy?

Po pierwsze, że jest w nas jakaś tęsknota za jednością i wspólnotą, nawet jesli je przeżywamy wyłącznie w sferze emocjonalnej.Rozbici na "plemiona" , z których każe posługuje się własnym językiem, czyta inne gazety, ogląda różne telewizje, słucha odmiennych autorytetów, mniej lub bardziej świadomie szukamy tego co może nas łączyć.Raz to będzie wspólne przeżywanie narodowego dramatu.Innym razem euforia z powodu zwycięstw Małysza.Od skrajności w skrajność.

W owym  emocjanalnym pragnieniu można dostrzec również realny dramatyzm naszej  sytuacji, bowiem deklarowane oczekiwania są opozycji do realnych zachowań podyktowanych wpływem różnorakich, plemiennych "guru" . Można to było dostrzec jakiś czas temu pod Pałacem Prezydenckim.

Po drugie, że nie ma społecznej zgody na wykorzystywanie tragedii smoleńskiej w politycznych rozgrywkach.O czym powinni pamiętać harcownicy po wszystkich stronach polskiej sceny politycznej.

14 lut 2011

Walentynkowy "rachunek sumienia"

Z okazji Walentynek postanowilem zrobić wyłom w przeflancowanej na polski, piastowski grunt, amerykańskiej tradycji.Zamiast dawać kwiaty lub czekoladki zrobiłem "rachunek sumienia" - za co "kocham" polskich polityków.
Muszę zaznaczyć, że moja "miłość" ma charakter platoniczny.Nie chciałbym bowiem podzielić losu posła Węgrzyna z PO, o którego seksualnych upodobaniach mówiała ostatnio cała Polska.
Myślę, że wypada zacząć od Pierwszego Obywatela RP.
Prezydenta "kocham" za to, że jest niedościłym wzorem elegancji, zwłaszcza w relacjach z kobietami.
Podczas spotkania w Wilanowie z A.Merkel i N.Sarkozym, usiadł jako pierwszy, wnosząc swym zachowaniem nową jakość do skostniałego savoir vivre'u.
Jarosław Kaczyński jest mi bliski jako mistrz demolki.Nikt lepiej od niego nie potrafi rozwalić wszystkiego czego się dotknie.
Antoniego Macierewicza "kocham" za rewolucyjny żar w oczach.
Premiera D.Tuska za prekursorską kampanię miłości PO i rządu do obywateli.Ostatnio skierowaną przede wszystkim do obecnych i przyszłych emerytów.
Grzegorza Napieralskiego darzę "głębokim uczuciem" za "pokorę" w dążeniu do stworzenia koalicji SLD z
" każdym-kto-tylko-się-nawinie".
I w drodze wyjątku.Dziennikarze "Wiadomosci" TVP.
Ich "kocham" za trwanie....na stanowisku i wprowadzenie do życia publicznego nowych standardów dziennikarskiego obiektywizmu i niezależności.
Wszystkim wymienionym-staropolskie "Kochajmy się!!!".

12 lut 2011

Grudniowy poranek w Luang Prabang

Grudniowy poranek w Luang Prabang zaczyna się mgłą, zapachem kawy i jazgotem motorynek.
Mgła schodzi z gór przed południem.
Koło jedenastej, jej strzępy, niczym kaczy puch, unoszą się jeszcze nad wodami Mekongu i Nam Kham, w których rozwidleniu leży antyczna stolica Królestwa Milionów Słoni.
Zapach aromatycznej kawy z Płaskowyżu Boulevan trwa dłużej.Do wieczora wypełnia postkolonialne uliczki.Wtedy miesza się, w okolicy "nocnego targu" przy Sisavangvong, z ostrymi woniami grilowanych ryb, kurczaków, wieprzowiny i "aur lam"-gęstego,bawolego gulaszu z leśnymi ziołami.
Zapachy,jak wodne farby na akwareli, przenikają się, mieszają tworząc kulinarny pejzaż, który drażni nosy i pobudza apetyt.
Hałas koreańskich i chińskich motorynek nie milknie nigdy.
Przede wszystkim w okolicach "starego mostu" spinajacego rdzawymi, stalowymi ramionami urwiste brzegi Nam Khan.
Każdego ranka setki motorynek unoszą zakutanych w ortalionowe kurtki mieszkańców w te i z powrotem.
Kołami wybijają na deskach mostu jednostajny rytm przypominający uderzenia deszczu o szyby.
"Sabaidi!"- pozdrawiam znajomą sprzedawczynię kawy i chrupiących, ciepłych bagietek.
"Z szynką czy serem?"-pyta.
"Jak zwykle i z szynką i serem"-odpowiadam.
Płacę i odchodzę zajadając się bułką, z kubkiem parujacej kawy w drugiej ręce.
Po drodze gubię jej uśmiech .Niestety,spostrzegam to za późno.

11 lut 2011

Trzeba przeprosić

Kilka dni temu Waldemar Kuczyński skomentował na FB zwycięstwo H.Stokłosy w wyborach uzupełniających do senatu w pilskiem.O tych którzy głosowali na Stokłosę oskarżonego m.in.o korupcję napisał-"gówniarze nie obywatele.Większość to skorumpowana masa,która dała się kupić,żałosna".
To prawda,że Stokłosa różne obietnice składał w kampanii,to prawda,że jego zwycięstwo wyborcze jest dwuznaczne moralnie.Nic jednak nie daje prawa W.Kuczyńskiemu do obrażania ludzi,nawet jeśli pobłądzili w swoich wyborach.Znam ten region i ludzi doskonale bo tam się urodziłem i mieszkałem do 18 roku życia.W 2000 roku nawet kandydowałem do parlamentu.Największym ich problemem są bieda,bezrobocie i brak prespektyw na zmianę życia.W większości to pracownicy byłych PGR-ów zlikwidowanych po 89 roku,którym żadna ekipa nie stworzyła nadzieji na lepsze jutro. Firmy zaś Sokłosy dają pracę co sprawia,że relacje pomiędzy nim pracownikami i wyborcami jednocześnie, przypominają stosunki feudalne.
Nie mam zamiaru bronić Stokłosy ale godności tych ludzi,których obraził W.Kuczyński.Nie zasługują na to by nazywać ich "gówniarzami" bo jeśli ktoś jest beneficjentem zmian społecznych i gospodarczych w ostatnim 20-leciu, to na pewno nie oni.Inny jest punkt widzenia warszawskich salonów a inny ludzi, którym często-nie z własnej winy- brakuje pieniędzy na podstawowe potrzeby życiowe.
Należą im się przeprosiny od W.Kuczyńskiego!